Stosy kartek, notatek, szkiców, gryzdów. Setki plików, tysiące megabajtów, miliony otwartych kart w Photoshopie. Tony skończonych długopisów, stępionych ołówków, wypisanych mazaków. Mnóstwo godzin szeleszczenia kartkami, drapania pisadłami, klikania myszką, walenia w klawiaturę i szurania tabletem.
I tak przez pół roku…
Ale w końcu jest. Niektórzy czekali. Ale też mocno wspierali, szczególnie By Widomska, która to zasypywała mnie niezliczonymi uwagami i sugestiami, bo uparłam się, by zrobić wszystko samodzielnie, choć się na tym nie znam. Byli tacy, co czekali tak bardzo, że powstał deadline. I cóż, wyrobiłam się w czasie. Jest i on. Mój logotyp. Moja ambiwalencja.
Początkowo chciałam napisać o powstawaniu, o tym procesie twórczym. Chciałam powiedzieć co mną kierowało, skąd inspiracja, dlaczego tak. Dziś nie chcę tego robić. Dziś mam ochotę tylko go tu zostawić. Ale nie znaczy to, że ta historia kiedyś nie wypłynie. Wciąż jest we mnie żywa, być może za jakiś czas się nią podzielę. Dziś natomiast, ambiwalencja.pl po prostu jest. W takiej właśnie formie.
A co będzie dalej? Czas pokaże. Póki co życzę Wam dobrego dnia i uciekam odpoczywać, ale też tworzyć kolejne rzeczy, pozwalające na rozwój tego oto miejsca. Mojej ambiwalentnej przestrzeni.