Sprawa śmierci i życia. Pamiętnik wybitnego psychoterapeuty i jego chorej na raka żony – Irvin Yalom, Marilyn Yalom
Sprawa śmierci i życia. Pamiętnik wybitnego psychoterapeuty i jego chorej na raka żony to książka długo przeze mnie wyczekiwana. Nie tylko dlatego, że zawsze czekam na książki Yaloma, ale też dlatego, że chciałam przeczytać coś spod pióra Marilyn. Tu miałam przyjemność doświadczyć słów Irva, ale też jego małżonki.
Teraz, gdy to napisałam, zastanawiam się czy słowo „przyjemność” aby na pewno tu pasuje. Mam co do tego spore wątpliwości. Dla mnie ta książka nie była przyjemna. Zwłaszcza, że nie jest to fikcja. Wiemy jak potoczyły się losy Marilyn, wiemy, że Yalom jest od kilu lat wdowcem. Perspektywa tego, podążanie za ich barwnymi opisami, przebijanie się przez bolesne momenty była zwyczajnie trudna.
Zatem nie, nie chciałabym tu używać słowa „przyjemność”. Raczej było to dla mnie ciekawe i bardzo wartościowe doświadczenie. Zdecydowanie nie należało do przyjemnych.
Już na pierwszych stronach dowiadujemy się, że to Marilyn była pomysłodawczynią owej książki. To ona nakłoniła męża do wspólnego pisania. I mamy tu przeplatane rozdziały. Małżonkowie piszą je naprzemiennie. Opisują swoją perspektywę, swoją stronę. Niekiedy są one bardzo skrajne. Różnią się w swoich poglądach, co w żaden sposób nie odbiera im pozytywnych uczuć, jakimi siebie darzą.
To co najmocniej wylewa się z tej lektury, to miłość. Oboje wielokrotnie wspominają o tym jakimi uczuciami się obdarowują każdego dnia. Niesamowicie jest to obserwować, w pewnym sensie towarzyszyć, chłonąć. Ogrom tego jest wręcz nie do opisania – a jednak oni tego dokonali. I im większa była ta radość z życia, bycia razem – tym większy generowało to we mnie smutek, na myśl, że za chwilę się to skończy.
Wielokrotnie wspominałam, że czas czytania danej lektury ma znaczenie. Myślę, że dla mnie miał szczególnie tym razem. Sięgnęłam po Sprawę śmierci i życia tuż przed moimi urodzinami. Dosłownie kilkanaście sekund po tym gdy przeczytałam fragment mówiący o śmierci Marilyn, dostałam pierwsze życzenia urodzinowe tego dnia. Sprawiło to, że odłożyłam książkę na jakiś czas, by móc od niej odrobinę odpocząć.
Yalom poświęcił swoje życie psychoterapii egzystencjalnej. Motyw śmierci był obecny w większości jego książek. Pięknie o niej opowiadał. Pokazywał nam różne sesje. Opisywał przypadki. Tu możemy obserwować „mistrza od umierania”, który dla odmiany nie jest wyłącznie psychoterapeutą, ale też kochającym mężem. Mnóstwo w tym emocji. Hektolitry łez. Całe stosy słów: i tych wypowiedzianych i tych zapisanych.
Wielokrotnie miałam wrażenie, że „już to gdzieś czytałam”. Nic dziwnego, skoro niemal wszystkie książki autora mam już za sobą i zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że lubi on przytaczać niektóre wątki, powtarzać, ale też ogrom fragmentów zawarty był w autobiografii. Podczas lektury irytowało mnie to, zniechęcało chwilami do czytania. Jednak z perspektywy czasu, zastanawiam się czy nie chodziło o to by „obronić się” przed książką. Jak już wspomniałam, emocjonalny ciężar był spory. Wydaje mi się, że podświadomie szukałam drogi ucieczki, pretekstu do odłożenia na chwilę książki, odetchnięcia od cierpienia.
Skoro taki mechanizm u mnie zadziałał, myślę, że nie znajdę lepszej rekomendacji. Jeśli chcecie przeczytać coś autentycznego, prawdziwego tak, że aż boli w kościach, to jest to odpowiednia pozycja. Sprawa śmierci i życia. Pamiętnik wybitnego psychoterapeuty i jego chorej na raka żony to opowieść o zmaganiu się z umieraniem. Przyglądaniu się i „pozwalaniu” na odejście ukochanej osobie. Obserwowaniu siebie i akceptacji nadchodzącego końca. Trwaniu w chorobie, ale też trwaniu przy osobie chorej. Opowieść o miłości. Miłości aż po grób. A nawet dalej.
Tytuł: Sprawa śmierci i życia. Pamiętnik wybitnego psychoterapeuty i jego chorej na raka żony Autorzy: Irvin Yalom, Marilyn Yalom Wydawnictwo: Czarna Owca Rok: 2022 Ilość stron: 236
Za książkę dziękuję: