Życie warte przeżycia to nie tylko niesamowita opowieść o życiu Marshy, ale także historia powstawania terapii dialektyczno- behawioralnej.
Po napisaniu tego pierwszego zdania doszłam do wniosku, że jest ono tak banalne i oczywiste… Bo prawda jest taka, że gdyby nie Marsha, nie byłoby DBT. Gdyby nie jej historia, jej przeżycia, ta terapia nigdy by nie powstała. Jest ona nie tylko twórczynią i inicjatorką, ale także osobą, która doświadczyła w swoim życiu wiele trudnych chwil. Sporo ciężkich doświadczeń nie tylko nie złamało jej, ale też zainspirowało do tego, by pomóc innym, uchronić ich od cierpienia, które sama przeżywała.
Linehan, po wielu latach postanawia opowiedzieć o swoim życiu. Po latach ukrywania swojej historii, postanawia się nią podzielić. Mówi o sobie bardzo bezpośrednio, nie szczędząc nam nieprzyjemnych szczegółów swojej przeszłości.
Autorka przez wiele lat nie ujawniała wielu faktów ze swojego życia. Ukrywała to, że spędziła dwa lata w szpitalu z obawy, że mogłoby to zaszkodzić jej badaniom i próbom – jak widać bardzo skutecznym – stworzenia terapii. Sugerowano jej wielokrotnie, by swoją przeszłość zachowała dla siebie. Teraz, jak sama twierdzi, „nie chce być tchórzem” i pragnie podzielić się ze światem swoją historią. Ten akt odwagi, spisany na kartkach książki jest nie tylko poruszający, ale też bardzo inspirujący. Czytając, myślałam o wielu moich pacjentkach, dla których lektura ta mogłaby okazać się kojąca. Mogłaby być inspirująca, dodająca nadziei, gdyż z treści wręcz krzyczy przekaz: „Można z tego wyjść, rzeczywistość nie zawsze musi tak wyglądać!”. Marsha wygrzebała się ze swojego prywatnego piekła, tworząc taki „ziemski raj”, zarówno dla siebie jak i dla innych.
Nie bez powodu użyłam tu takich określeń. Linehan wielokrotnie dotyka tematyki wiary, religii. Książka przepełniona jest duchowością. I choć na przestrzeni lat Marsha zmienia się, jej poglądy przekształcają się, dojrzewa, dorasta, to wciąż poszukuje tego swojego, duchowego kawałka. Wiara w jej życiu odegrała bardzo dużą rolę, zatem zajmuje także sporą część lektury.
Książkę czyta się bardzo lekko, płynnie, mimo iż często towarzyszy temu westchnienie, ból i olbrzymie współczucie dla autorki. Przyglądamy się etapom wygrzebywania z tego prywatnego piekła. Wychodzenia na powierzchnię w cierpieniu. Niemniej na lądzie też nie było tak kolorowo. Marsha żyła – i nadal żyje – w świecie zdominowanym przez mężczyzn, co także było przeszkodą w odnajdowaniu siebie i swojej drogi. Pomimo tłamszenia, unieważniania, dyskryminacji, brnęła przez życie dalej i dalej, z olbrzymią wytrwałością i siłą. I tę siłę i upartość czuć. Ta zawziętość i chęć dopięcia swego wylewa się z kartek. Ta motywacja, wola walki… Dlatego ta książka jest tak dobra, bo choć nadużywam już tego słowa, to użyję go jeszcze raz: inspiruje!
Były momenty w których czytało mi się gorzej. Były to chwile z nadmiarem DBT a niedoborem Marshy. Wiadomo, że DBT to ciekawy dla mnie i potrzebny temat, niemniej sięgając po tę konkretną pozycję oczekiwałam lektury lżejszej pod względem naukowym. Traktowałam ją bardziej jako opowieść autobiograficzną wspaniałej kobiety nauki. I oczywiście dostałam to, moje oczekiwania zostały spełnione, lecz były fragmenty z nadmiarem DBT, jakby reklamujące tę konkretną terapię. Dobry, pewnie przydatny zabieg, ale dla mnie osobiście zbędny. Podczas tych fragmentów coś krzyczało we mnie: „Dajcie mi więcej Marshy!”
Życie warte przeżycia to książka, w której jest mnóstwo Marshy. I to jest największa zaleta tej publikacji. Choć czułam niedobór. Chciałam jej więcej, pragnęłam jeszcze więcej szczegółów, intymnych treści, opowieści. Nie dostałam tego. Czy to źle? Wręcz przeciwnie. Linehan wyraźnie stawia granicę, piszę o tym wprost, że niektóre wątki pominie, zostawi dla siebie. Z jednej strony otwiera się przed czytelnikami, uzewnętrznia bardzo mocno, z drugiej natomiast robi „stop” w odpowiednim dla siebie momencie, w zadbaniu o siebie, o swój komfort i bezpieczeństwo. Myślę, że to jest ważna umiejętność – gdy to dostrzegłam, po raz kolejny pomyślałam o moich pacjentkach.
Ogólnie podczas tej lektury sporo myślałam o moich pacjentkach, pacjentach. Myślę, że to jest jedna z tych książek, którą z chęcią będę polecać tym, którzy zmagają się z BPD, ale też ich bliskim. To dobra lektura przede wszystkim dla tych, którzy zmagają się z myślami samobójczymi, bowiem to zawsze był „konik” Marshy i od tego rozpoczęły się badania. Na końcu mamy nawet dodatek w postaci tzw. „powodów do życia”, które opracowała przez lata.
Mówią żeby nie oceniać książki po okładce… Złamałam tę regułę. Gdy pierwszy raz ujrzałam tę piękną – w moim odczuciu – wesołą, a jednocześnie smutną, ambiwalentną okładkę, zakochałam się w niej. Wiedziałam, że to jest lektura, którą prędzej czy później przeczytam. Że to książka, którą z pewnością się z Wami podzielę. Spodziewałam się dobrych, chwytających za serce, zaciekawiających, pociągających treści. Nie zawiodłam się. Czuję olbrzymi niedosyt, ale tak często bywa z dobrymi lekturami, że zwyczajnie nie możemy się nasycić. Ale z czystym sumieniem polecam wybrać tę pozycję z menu, delektować się nią, rozsmakowywać się i uraczyć się jej smakowitą treścią.
Tytuł:Życie warte przeżycia
Autorka: Marsha Linehan
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok: 2021
Ilość stron: 352
Za książkę dziękuję :