Borderline, czyli jedną nogą nad przepaścią to mocno promowana książka Moniki Kotlarek, znanej przede wszystkim z bloga Psycholog Pisze. W pewnej chwili miałam wrażenie, że ta książka jest wszędzie. Co chwilę informacje o niej wyskakiwały mi na różnych fanpage’ach, na instagramie. Krzyczała do mnie tak głośno, że okładka zdążyła mi się opatrzyć, spowszednieć, ale też w głowie zakiełkowała mi myśl pt.: „Kiedyś muszę to przeczytać!”
I nadszedł w końcu ten czas. Przeczytałam. I w zasadzie pierwsze pytanie jakie zadaję sobie po lekturze, ale też to, które co chwilę dobijało się do mnie podczas czytania to: „Jaki jest target?” I muszę przyznać, że dalej się nad tym zastanawiam. Natomiast myślę, że wspólnymi siłami dotrzemy jakoś do odpowiedzi. Że z czasem jak będę pisać tę recenzję, opowiadać Wam o swoich odczuciach, uzyskamy rozwiązanie.
Książka podzielona jest na cztery części. Pierwsza z nich: „Oswajamy borderline” jest pewnego rodzaju wprowadzeniem, opisem, wytłumaczeniem zaburzenia osobowości z pogranicza. Bardzo przydatna, konkretna, systematyzująca część książki.
Część druga: „Mam borderline” to najobszerniejszy rozdział rozpoczynający się listą kontrolną BPD, która jak rozumiem ma służyć jako „autodiagnoza” czy raczej informacja, że coś jest na rzeczy. Sama autorka pisze o tym, że „jeśli wyszło ci sporo punktów, KONIECZNIE skonsultuj się z psychiatrą lub terapeutą.” I od razu zaczęłam się zastanawiać co to znaczy „sporo” w tym kontekście? Kiedy jest czas na konsultację ze specjalistą? Obawiam się, że potencjalny czytelnik, nie mający doświadczenia z psychoterapią może mieć tu problem. Natomiast cały ten dział ukierunkowany jest już w taki sposób, jakoby czytelnik zmagał się z BPD. Dużo sensownych, wartościowych ćwiczeń, ale też treści wzbudzające we mnie niepokój o potencjalnego czytelnika.
Część trzecia ewidentnie przeznaczona jest dla bliskich osoby z zaburzeniem z pogranicza. Bardzo cenne jest to jak autorka uczula czytelników na potencjalne samobójstwo. Dementuje stereotyp, że o samobójstwie nie można rozmawiać. Mówi także o konieczności wezwania pogotowia w niektórych sytuacjach. Ale co najważniejsze, przypomina o tym, że w pierwszej kolejności należy zadbać o siebie.
Część czwarta zawiera rozmowy z osobami z BPD, między innymi obszerny dialog z Anką Mrówczyńską. Ta część służy pokazaniu „borderline od środka”. Zresztą we wcześniejszych rozdziałach także pojawiają się wstawki, krótkie cytaty czy fragmenty rozmów, mające ten sam cel. Myślę, że to fajny, pomocny zabieg, który pozwala na lepsze zrozumienie pacjentów/klientów/bliskich.
Tak to wygląda pokrótce. Czyta się dobrze, płynnie, bardzo szybko. Widać, że autorka ma wiedzę, wie o czym mówi i w jaki sposób mówi. Szczególnie spodobała mi się tabelka zawierająca krzywdzące, stygmatyzujące teksty i określenia, a także ich zamienniki. Myślę, że to ważne i jest tu spora dawka tak potrzebnej nam psychoedukacji. I to jest właśnie ten moment, w którym powinnam powrócić do pytania z początku: „Jaki jest target?”
Musze przyznać, że w dalszym ciągu mam wątpliwości. W książce zawartych jest mnóstwo ćwiczeń, wskazówek, co mogłoby sugerować, że jest to pozycja dla ludzi z osobowością chwiejną emocjonalnie, którzy na własną rękę chcą zaczerpnąć psychoedukacji, popracować nad sobą. Jednocześnie jest tu także sporo zastrzeżeń by uważać, konsultować coś z terapeutą itd. zatem tak jakby już byli w terapii. No i teraz zastanawiam się, czy skoro są już w terapii, to czy taka książka jest im potrzebna? Wierzę w to, że psychoterapeutka/psychoterapeuta wie co robi, jest w stanie sam poprowadzić terapię, wprowadzić ćwiczenia, zaopiekować się pacjentką/ pacjentem.
Z pewnością spora część książki będzie dobra dla bliskich osoby z BPD. Mamy o tym cały rozdział. Wprowadzenie też jest bardzo dobre, by móc zrozumieć, poczuć. Ale także końcowe rozmowy otwierają oczy.
Jest jeszcze trzecia grupa osób: psychoterapeutyczna. Pracując na co dzień z osobami z zaburzeniami osobowości raczej ciężko dowiedzieć się tu czegoś nowego, natomiast prezentowane ćwiczenia mogą posłużyć jako inspiracja do dalszej pracy – tak z pewnością jest w moim przypadku. Były w książce także kwestie z którymi polemizowałabym, bowiem mam trochę inne podejście, niemniej nie dostrzegłam nic na tyle rażącego by krzyczeć na autorkę. Książka jest zwyczajnie dobra, poprawna.
Mam wrażenie, że w dalszym ciągu nie odpowiedziałam sama sobie na dręczące mnie pytanie odnośnie grupy docelowej. Myślę, że odpowiem klasycznie: to zależy. I odnosząc się do tych trzech grup, o których wspomniałam…
Terapeutki/ terapeuci – dla mnie ok, choć oczekiwania nie zostały do końca spełnione (aczkolwiek jak wiemy, po tej fali reklam były bardzo zawyżone); także nie jest to książka o której będę krzyczeć znajomym z branży, że koniecznie muszą ją przeczytać.
Pacjenci/pacjentki – myślę teraz o osobach z którymi ja pracuję bądź pracowałam… i tym konkretnym ludziom zdecydowanie nie polecałabym tej książki, bowiem wiem jaką mają wiedzę, jaką mają samoświadomość i nie wydaje mi się by mogli odkryć tu coś czego wcześniej by nie wiedzieli.
Co innego ich bliscy. Myślę, że im z pewnością łatwiej byłoby zrozumieć z czym to się je, o co chodzi, jak pomagać i przede wszystkim pamiętać o tym, by zadbać też o siebie. Także wydaje mi się, że to oni najwięcej zyskaliby po lekturze.
Borderline, czyli jedną nogą nad przepaścią to publikacja z przepięknym tytułem, wspaniałym przesłaniem i ogromem wiedzy. I w zasadzie stwierdziłabym, że jest super, gdyby nie ciągły brak jasności i możliwości skonkretyzowania, dla kogo miałaby być super. Zatem powiem zapobiegawczo, że jest to publikacja poprawna i wartościowa. A czy przydatna i korzystna akurat dla Ciebie? Cóż… to zależy!
Tytuł: Borderline, czyli jedną nogą nad przepaścią
Autorka: Monika Kotlarek
Wydawnictwo: Wydawnictwo Sensus
Rok: 2021
Ilość stron: 304
Za książkę dziękuję :